Znalam ich kilka lat,nigdy nie bylismy przyjaciolmi,ale dobrymi znajomymi-tak.
Nie dzialo sie u nich dobrze,on swoje i ona - jakies 4,5 lat,ale nie to ze klotnie,awantury- nic z tych rzeczy!
Poprawne stosunki,wzajemny szacunek czesto wprawialy w blad ,bo wszyscy mysleli,ze sluchy o kryzysie w malzenstwie E. i F.to zwykle plotki i woda na mlyn tym,ktorzy szukaja dziury w calym.
Rodzina w komplecie- 2 dzieci w wieku szkolnym,raz ona z nimi na spacerze raz on.
Juz nie widywalo sie ich razem ,a jesli, to po to aby przyprowadzic ktoras z latorosli.
Minelo lato i tu bomba- E. i F. juz sa po rozwodzie.
Widzialam F.,powiedzial ze dzieci sa z byla zona a oni czesto sie odwiedzaja- jak odwiedzaja?
Znak zapytania byl zawieszony na haczyku do ostatniej soboty.
Odwiedzilismy naszego wspolnego znajomego w jego nowym domu i zaczal sie temat .
Z wielkim ogniem szczescia w oczach E.opowiedziala,ze jej byly czesto odwiedza jej dom,jadaja tez wspolnie obiady,smieja sie i zartuja jakby nigdy nic sie nie wydarzylo- bo dla nich to malenka zmiana - juz nie sa mezem i zona,ale maja dzieci,prywatnie bardzo sie lubia wiec czemu maja to zmieniac?
Wszyscy pozostalismy z ustami otwartymi pelni podziwu .
Mysle,ze przypadek E. i F. powinien byc przykladem - bo okazuje sie ze mozna sie rostac z godnoscia i wzajemnym szacunku,nie mowie tu o przyjazni,ale o szacunku -tak!
Nie zycze nikomu rozwodu,a jesli juz to takiego jak E. i F.
Z przyjaznia i szacunkiem zycze dobrej nocy- o rany to juz 22.15!!!!
Brak kategorii